„SIGMA” Magazyn Problemowo-informacyjny Politechniki Wrocławskiej marzec 1969 str. 9
W ostatnim czasie zauważono pogłębiający się brak przystosowania wyższych studiów do wzrastających wymogów współczesnego świata. Niekiedy określa się to zjawisko, jako wyraźny kryzys szkolnictwa wyższego. U nas wprowadzono zasadnicze zmiany w strukturze Uczelni. Powstały Instytuty, zrywające zestarzałe i ograniczające formy pracy Szkoły. Postawiono również na wydatne zwiększenie współpracy z przemysłem. Wiele się mówi o wychowaniu młodzieży. Jeśli jednak chodzi o program studiów - to słychać niewiele. Jeżeli nie liczyć przedmiotu: Podstawy nauk politycznych, to prawie wcale. Prawdą jest, że poszczególne lata mają zmienioną niekiedy kolejność przedmiotów i czasem zmieniają się nieznacznie liczby godzin na poszczególnych zajęciach. Wprowadza to ogólny zamęt i nie można zaliczyć tego do zmiany programu studiów, który niewątpliwie także się przeżył.
Dla wykazania, że obecny program nie jest idealny, posłużę
się przykładami z zimowego semestru IV roku Wydziału Chemicznego. Z czasów,
gdy chemia dopiero się rodziła, pozostał nam przedmiot: mineralogia. Można
się dowiedzieć na niej, że np. piroluzyt należy do klasy krystalograficznej
bipiramidy dytetragonalnej, natomiast chromit do klasy czterdziestoośmiościanu;
można też zastanowić się nad tym, czy kobaltyn występuje w utworach
geologicznych hydrotermalnych, pneumatolitycznych, czy też pegmatytowych, a może
li tylko kontaktowo-metasomatycznych. Z logicznego punktu widzenia potrzeba
posiadania przez inżyniera chemika takich wiadomości jest co najmniej wątpliwa.
Gdy weźmie się pod uwagę hasło współpracy z przemysłem, możemy dojść
do dalej idących wniosków. Dotychczas tego rodzaju wiadomości były studentom
niepotrzebne. Być może - w niedalekiej przyszłości studentom wychowywanym
przez pracę np. w kamieniołomach i kopalniach, przydadzą się wiadomości
typu: że azuryt ma dobrą łupliwość według płaszczyzny /011/ a słabszą
według płaszczyzny /100/ i że jest kruchy, a skutterudyt ma przełom
muszlowy i występuje w postaci zbitej, skrytokrystalicznej, natomiast
hausmanit tworzy bliźniaki.
W każdym wykładzie dowiadujemy się wielu
niepotrzebnych rzeczy odnośnie co najmniej 20 minerałów. Oczywiście - tylko
na wykładzie, bo jedyną rzeczą związaną z minerałami, którą można
zobaczyć (nie specjalnie pokazywaną) jest kreda. Co tydzień na ćwiczeniach
jest tzw. kartkówka, należy w niej odpowiedzieć na pytanie dotyczące
materiału przerobionego na ćwiczeniach; istnieje też możliwość pochwalenia
się wykuciem szczegółowego opisu kilku zaproponowanych przez wykładowcę minerałów.
Gdy ten popis wypadnie negatywnie, dostaje się niedostatecznie i można mieć
nie zaliczone ćwiczenia. Jeśli zdarzy się przypadkowo (bardzo małe prawdopodobieństwo),
że w przyszłej pracy będzie potrzebny opis jakiegoś minerału, to i tak
koniecznym okaże się sięgnięcie do encyklopedii.
Ponieważ skończyłem technikum chemiczne, nie mogę
oprzeć się porównaniu. W tychże technikach mineralogię zlikwidowano kilka
lat temu. Przez 2 lata w technikum uczyłem się przedmiotu: aparatura
kontrolno-pomiarowa w przemyśle chemicznym. Na studiach podobny przedmiot to:
pomiary i automatyka. Sprowadza się on jednak do automatyki i to w dużej części
teoretycznej. Po narysowaniu prostokącika z wchodzącym "x" i
wychodzącym "y" następuje rozbudowa zależności matematycznych między
nimi, a na ćwiczeniach - rozwiązywanie tych równań. Oprócz tego
przedmiotu nie ma, nie było i nie będzie żadnego innego, na którym można
byłoby dowiedzieć się o przemysłowych rozwiązaniach aparatury
kontrolno-pomiarowej. W ten sposób inżynier-chemik nie dowie się na studiach
nic na temat nawet tak podstawowych rzeczy, Jak analizatory spalin, czy choćby
pirometry. Wiadomo zaś, jak postęp techniczny w tych dziedzinach jest duży.
Student dowie się natomiast, że bornit ma ciężar właściwy 5,07 g/cm3 i
połysk metaliczny, a patronit ma barwę czarną, przechodzącą niekiedy w
zielonoczarną.
Zaprzęgnięcie chemii, jako nauki teoretycznej, do
pracy przemysłowej, spełniają technologię. Wiadomo z praktyki od lat, że
studenci kończący daną specjalizację bardzo często pracują na
stanowiskach, na których zdobyte wiadomości ze swojej specjalności niewiele
im się przydadzą. W związku z tym należałoby się spodziewać, że na
wydziale rolę najważniejszego przedmiotu spełnia technologia chemiczna ogólna.
Kto tak sądzi jest w głębokim błędzie. Przedmiot ten spychany jest do
roli tzw. "Michałka". Dzieje się to na skutek małej liczby godzin
wykładu i obustronnego małego zainteresowania. Wykłady prowadzone są
nieciekawie, a przecież przy minimalnym zastosowaniu środków
audiowizualnych mogłyby być prawie pasjonujące. Myślę, że zamiast opierać
się tylko na klasykach, należałoby więcej mówić o technologiach rozwijających
się i ważnych, a także pobieżniej omawiać technologie, których realizacja
nie odbywa się w resorcie przemysłu chemicznego. Często też dużo czasu poświęca
się technologiom, które powstały dawno, nie zdały egzaminu i nie są stosowane.
Paradoksem niemal jest, że chemik nauczy się wartości ciśnienia przy wytłaczaniu
oleju z nasion, a nie dowie się nie tylko, jak produkuje się stilon, ale nawet
- czym różni się anilana od elany.
Można by tu wymieniać jeszcze wiele przedmiotów, które
dalekie są od doskonałości.
Przytoczone rozważania nie mają na celu nawet pobieżnej
analizy, a jedynie sygnalizację zjawiska, tym więcej, że przykłady dotyczą
tylko jednego semestru na jednym wydziale. Jeżeli przykłady nie stanowią
wyjątków, to problem wymaga szybkiego sprowadzenia do właściwych proporcji.
PIOTR ŻAK